wróć do artykułów

Dublet historia (nie)dokończona

W czasach kiedy liderzy polskiego rynku święcą kolejne jubileusze, poparte serią wspaniałych i niesamowitych sukcesów w branży akumulatorowej (90lecie ZAP SZNAJDER, 33 lata działalności AUTOPART), warto wspomnieć o śląskiej firmie DUBLET S.C., która mogła być dziś numerem 3 a może nawet 2 pośród polskich producentów.

Właścicielami firmy byli Panowie Michał Syczewski i Stanisław Kuzior pochodzący z śląska. Historia zaczyna się dość banalnie a zarazem nietuzinkowo. Panowie poznali się szkole średniej na przełomie lat 60/70. Ich drogi na kolejną dekadę podążały w zupełnie innych kierunkach. Pan Michał Syczewski został górnikiem, natomiast Pan Stanisław Kuzior podjął pracę w branży budowlanek. Los ponownie ich połączył pod koniec lat 70tych, kiedy to zupełnym zbiegeim okoliczności wpadli na siebie na przystanku tramwajowym. Starym polskim zwyczajem postanowili odnowić swoją przyjaźń w weekand przy małym co nieco.

 

Robert Mazurek: Od jak dawna Panowie się znacie ?

Stanisław Kuzior: Z Michałem znamy się od szkoły średniej. Poznaliśmy się na przełomie lat 60tych / 70tych.

Robert Mazurek: A jak doszło do rozpoczęcie wspólnego biznesu ?

Michał Syczewski: To było już tak dawno, nie chciał bym ferować dokładnymi datami, ale można powiedzieć, że była to końcówka lat 70tych.

Robert Mazurek: Tak szybko licząc, gdzieś pomiędzy szkołą a biznesem, była jakaś przerwa ?

Stanisław Kuzior: Zaraz po skończeniu szkoły, nasze drogi się rozeszły. Michał podjął pracę w górnictwie, ja w budownictwie w znaczącej części poza Polską.

Michał Syczewski: Ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności, końcówką lat 70tych, wpadliśmy na siebie na przystanku tramwajowym.

Robert Mazurek: I jak rozumiem na tym spotkaniu się nie skończyło ?

Stanisław Kuzior: Zdecydowanie nie. To był początek.

Michał Syczewski: Ale już wtedy na przystanku opowiedziałem Stanisławowi o swoim pomyśle.

Robert Mazurek: Docieramy do akumulatorów ?

Michał Syczewski: Dokładnie. W latach 70tych potrzebowałem część do mojego Fiata 132, a że były dostępne tylko w jednym miejscu w Warszawie w na wyprzedaży w sieciowym sklepie Bomis przy ulicy Płowieckiej. Postanowiłem po nie pojechać. Na miejscu okazało się, że gdzieś w rogu wypatrzyłem akumulatory, które w tamtych czasach były na wagę złota. Akumulatory były uszkodzone tzw. reklamacyjne i nie przeznaczone do sprzedaży jako sprawne. Okazyjnie kupiłem wszystkie, a z tego co pamiętam było ich około 10 lub 11. Już na miejscu w domu stwierdziłem, że akumulatory wymagają drobnych prac naprawczych i można je sprzedać z ok. 10-cio krotnym zyskiem. Opowiadając o tym Stanisławowi, stwierdziłem, że chciał bym się zając regeneracją akumulatorów, ale nie mam gdzie.

Stanisław Kuzior: A że mieszkałem w Myszkowie i miałem duży dom więc z miejsce nie było problemu.

Robert Mazurek: Robiliście to po godzinach pracy ?

Michał Syczewski: Na początku, przez niezbyt długi czas próbowaliśmy łączyć pracę i tak zwane dorabianie, ale zyskaliśmy sobie solidną opinię w okolicy i nasze wyroby rozchodziły się jak świeże bułeczki. Dość szybko zajęliśmy się już tylko akumulatorami, rezygnując z etatów.

Robert Mazurek: Domyślam się że, te 10 zregenerowanych akumulatorów było wstępem, ale skąd braliście kolejne akumulator ?

Michał Syczewski: Dzięki znajomym z tamtych lat trafiliśmy do Centry i Zap'a. Choć nie wyglądało to tak różowo jak teraz, że kupujesz co chcesz i gdzie chcesz. W czasach gospodarki planowanej, gdzie na każdy zakup potrzebny był dokument zapotrzebowania, musieliśmy (i znowu dzięki znajomym) kupować poprzez POM w Żarkach, od którego odkupowaliśmy uszkodzone przeznaczone do naprawy akumulatory i płyty akumulatorowe akumulatory do regeneracji i w ten właśnie sposób pozyskiwaliśmy materiał do regeneracji i produkcji akumulatorów.

Robert Mazurek: Jak to wyglądało na początku ?

Stanisław Kuzior: W moi domu na parterze stworzyliśmy zakład, gdzie wspólnie z Michałem ręcznie naprawialiśmy akumulatory. Czasem wystarczyło uszczelnić akumulator, czasem wymienić obudowę czy zmienić lub usunąć zwarcie w celi. Wszystko robiliśmy ręcznie. 

Michał Syczewski: Ale też bardzo dbaliśmy o jakość, przez co w tamtych czasach nie było jakichkolwiek reklamacji.

Robert Mazurek: Czyli cały czas działaliśmy bez zarejestrowanej firmy ?

Michał Syczewski: Tylko na początku, bo to była jedyna możliwość, ale po niedługim czasie wstąpiliśmy do Cechu Rzemiosł i usankcjonowaliśmy naszą działalność i poprzez nabywane za pośrednictwem nie tylko POM-u półfabrykaty do regeneracji i produkcji wspomnianych akumulatorów.

Robert Mazurek: Dużo wam podobnych firm działało podobnie ?

Michał Syczewski: Proszę Pana. Plejada nazwisk, które miały epizod z akumulatorami jest tak duża, że nawet były to osoby z pierwszej dziesiątki 100 najbogatszych polaków Forbesa czy Wprostu można by wymienić. Ale nie będę o tym wspominał, bo może sobie tego nie życzą.

Stanisław Kuzior: W miarę jak rozkręcaliśmy naszą działalność, zaczęliśmy kupować pierwsze przyrządy, które wykonywał nam Pomel Wyszków. 

Robert Mazurek: Mogliście bez przeszkód kupować akumulatory u polskich producentów ?

Michał Syczewski: Ależ skąd. Wtedy trzeba było mieć znajomości i tzw. układy oraz wiedzieć, z kim rozmawiać, bo bez dobrych relacji nie było szans na nic.

Stanisław Kuzior: Lata 80te przeleciały na wiecznym deficycie i kombinowaniu, ale też bardzo dużo się nauczyliśmy jak również udawało się przyzwoicie zarabiać.

Robert Mazurek: Jak już skończyła się komuna i można było działać swobodnie, biznes ruszył z kopyta ?

Michał Syczewski: I tak i nie. Choć można było działać swobodnie, brakowało wtedy tak wielu produktów, że zastanawiam się po dzień dzisiejszy, jak bardzo byliśmy zdeterminowani do działania, że udawało się produkować akumulatory.

Stanisław Kuzior: Przeszkód było co niemiara. Dla przykładu, nasz dostawca płyt akumulatorowych ZAP, na początku lat 90tych nie był w stanie dostarczać nam tyle płyty ile potrzebowaliśmy, bo sami mieli wąskie gardło na odlewni kratki, a NFI , który zarządzał ZAPem nie miał pieniędzy na inwestycje.

Michał Syczewski: Mieliśmy pomysł, na który na szczęście przystał Piastów. My mieliśmy pieniądze i kupiliśmy pierwszą poważną maszynę odlewniczą do produkcji kratki ołowiowej amerykańskiej firmy WIRTZ, której całą produkcję kratki dostarczaliśmy w do ZAPa, skąd odbieraliśmy już gotowe napastowane płyty. Mieliśmy szczęście, że dyrektor zakładu w Piastowie zgodził się na taką współpracę ponieważ ZAP miał wówczas ogromny deficyt kratki.

Robert Mazurek: Długo trwała ta współpraca ?

Michał Syczewski: Niespełna 2 lata. Później ZAP dokupił nowe maszyny i my przestaliśmy im być potrzebni do takiej wymiany ze zrozumiałych względów. 

Michał Syczewski: Zostaliśmy z maszyną, która na nasze szczęście wymusiła inwestycje w kolejne urządzenia umożliwiające pełny proces produkcji akumulatora, takie jak młyn mieszarka i paściarka. Już wtedy wiedzieliśmy, że najważniejszy będzie młyn.

Stanisław Kuzior: I nie tylko w maszyny lecz odpowiednie pomieszczenie. Na początku lat 90tych, państwowe firmy upadały na hurtową skalę. Podobny los dotknął POM w Żarkach, który najpierw wynajęliśmy a po kilku miesiącach kupiliśmy. To był zdaje się 1992 lub1993 rok.

Robert Mazurek: Od kiedy mieliście Panowie fabrykę, z pełnym procesem produkcyjnym w Żarkach ?

Michał Syczewski: W 1994 roku działaliśmy już jako pełnowartościowa fabryka akumulatorów o mocy produkcyjnej ok. 200tyś akumulatorów rocznie. Dzięki CLAiO z Poznania udało nam się stworzyć wiele nowatorskich rozwiązań bez konieczności kupowania technologi za wiele settysięcy dolarów z zagranicy, jak choćby komory do sezonowania płyty.

Robert Mazurek: A jak w tamtych latach wyglądała jakość Państwa produktów?

Michał Syczewski: Tu może Pana zaskoczę. W 1996 gazeta Motor, wykonała testy akumulatorów jakie były w owym czasie dostępne na rynku. Nasz akumulator w 1997 roku wygrał, a w roku następnym był drugi.

Robert Mazurek: Z pewnością dobra jakość wynikała z cen ołowiu, które w tamtych latach nie zachęcały do poszukiwania technologii, które powodowały by jego mniejsze zużycie przy produkcji akumulatora.

Stanisław Kuzior: DUBLET S.C. produkował dobre akumulatory. Co prawda pojawiły się zarzuty, że kupiliśmy wyniki, ale my nawet nie wiedzieliśmy o takich badania więc było to niemożliwe.

Robert Mazurek: Kolejny ważny moment w rozwoju biznesu, to Ukraina czy nowa linia od Sovemy?

Michał Syczewski: Zdecydowanie nowa linia, która z jednej strony dawała nowe możliwości i szansę na odskoczenie konkurencji, a z drugiej strony implementacja nowej technologii wygenerowała sporo kłopotów dla naszej firmy.

Robert Mazurek: Który to był rok ?

Stanisław Kuzior: Przełom 1998/99. Nasz dostawca niestety dostarczył nam produkt w postaci tzw. COS-a, którego formy były przygotowany na rynek azjatycki (inny układ chorągiewek na płycie), a próby przeróbki (o których nie wiedzieliśmy) i dostosowania do naszych potrzeb spowodowało, że przez jakiś czas musieliśmy zmierzyć się z większą ilością reklamacji. Sporo czasu minęło zanim udało się wszystko uruchomić we właściwy sposób i wdrożyć do działania w fabryce. Niejeden fachowiec, który próbował znaleźć feler musiał spasować. Dopiero ludzie z Poznańskiej AKPIA rozwiązali problem.

Robert Mazurek: Co konkretnie było nie tak z tą maszyną ?

Michał Syczewski: Jak wcześniej powiedział Pan Stanisław, forma do kratki była przystosowana do odlewu z chorągiewką pośrodku, a nasza technologia wymagały chorągiewki na skraju Przez co cztery ćwiartki form nie łączyły się jako monolit i były tam zbyt duże szczeliny. Drugą sprawą była rurka która odprowadzał nadmiar ołowiu wlewanego do formy na łączenie mostków. Rurka na odpływie do zbiornika zlewowego była zbyt wąska. Dopiero uporanie się z tymi problemami pozwoliło nam wykorzystać możliwości naszego zakładu.

Robert Mazurek: Jakim cudem trafiła do was maszyna, która była nieprzydatna ?

Stanisław Kuzior: Z tego co wiemy w tamtych latach, Sovema realizowała duży kontrakt dla Chińskiej firmy, która nie odebrała wszystkich zamówionych maszyn. Przez co Sovema „upchała” nam produkt tzn. formy, który już miała.

Robert Mazurek: Dużo kosztowała taka maszyna ?

Michał Syczewski: Z tego co pamiętam to cały komplet około 800 tyś USD. Przy zakupie wsparł nas Pierwszy Polski Amerykański Bank (dziś FORTIS), który pożyczył nam brakujące pieniądze. Z naszego doświadczenia mogę powiedzieć, że to najlepszy bank z jakim kiedykolwiek współpracowałem.

Robert Mazurek: Co z tą Ukrainą ?

Michał Syczewski: Braliśmy udział w jakieś konferencji, której celem było zachęcenie Polskiego biznesu do inwestowania na Ukrainie. Wtedy zrodził się pomysł zainwestowania w Kijowie. Przy okazji wrażania nowej linie w Żarkach, mieliśmy kompletną linię do montażu akumulatorów, którą przenieśliśmy na wschód. W bardzo krótkim czasie udało się uruchomić montownię akumulatorów na bazie półproduktów z DUBLET S.C. Zakład ruszył „z kopyta” niemal od początku, którego zdolności produkcyjne wynosiły ok. 50.000 do 80.000 akumulatorów rocznie. Na przełomie 2000/2001 miesiliśmy nawet podpisaną umowę na dostawy 4500 sztuk akumulatorów miesięcznie do zakładów samochodowych w Zaporożu. Ale problemy z ING Bankiem Ślaskim w jakie zostaliśmy wmanewrowani pod koniec 2001 roku doprowadziły zarówno zakłady na Ukrainie jak i DUBLET S.C. w Żarkach do upadku.

Robert Mazurek: W jaki sposób do tego doszło ?

Michał Syczewski: Nawet dziś trudno mi o tym opowiadać bez emocji. To było zwykłe draństwo i oszustwo lub w najlepszym wypadku brak kompetencji pracowników banku, za którym mógł stać nie tylko bank ale i inne instytucje państwa Polskiego, które nie zrobiły nic by nam pomóc.

Robert Mazurek: Mógł by Pan streścić tą historię dla czytelników Poratlu AkuBiz.biz ?

Michał Syczewski: Oczywiście. Już od 2000 roku przedstawiciele banku ING, namawiali nas na kredyt dla firmy. Nie specjalnie nas ciągnęło do współpracy z ING, gdyż nie mieliśmy dobrych doświadczeń z tym bankiem. Jednak problemy z uruchomieniem nowej linii produkcyjnej z Sovemy wydrenowały nas z sporych pieniędzy, a bank ING w owym czasie oferował coraz lepsze warunki. Z perspektywy dziś mogę powiedzieć, że niestety ulegliśmy na zastawioną przez bank pułapkę.

Robert Mazurek: O jak dużej pożyczce rozmawiamy ?

Michał Syczewski: Bank ING udzielił nam 5ciu kredytów obrotowych na łączną kwotę 5.5 miliona złotych. Ale ta kwota nie była problemem, bo w tamtych czasach nasza firma regulowała wszystkie swoje zobowiązania terminowo i bez opóźnień, a przede wszystkim zobowiązania wobec banku. Bank w umowie kredytowej zobowiązał nas do regularnego dostarczania bilansów i wyników finansowych firmy. ING monitorował na bieżąco naszą sytuację, gdyż co kwartał otrzymywał kwartalne sprawozdania finansowe, które zawierał nawet kopie umów z naszymi strategicznymi odbiorcami.

Robert Mazurek: To jaki sposób kredyt w ING doprowadził do upadku Panów firmy.

Michał Syczewski: Bardzo rzetelnie informowaliśmy bank ING o naszej sytuacji finansowej, bo traktowaliśmy go jako partnera do zarabiania pieniędzy. Poza naszą wewnętrzną księgowością dokonywaliśmy audytów w naszej firmie poprzez wynajęte zewnętrzne podmioty. Jeden z takich audytów dotyczył roku 2000, podczas którego mieliśmy sporo reklamacji związanych z wdrożeniem nowej technologii o której przed chwilą rozmawialiśmy.

Stanisław Kuzior: Aby tych kłopotów nie rozciągać na kilka lat, postanowiliśmy w jednym roku zaksięgować wszystkie straty spowodowane reklamacjami. Michał Syczewski: I tu był ten moment kiedy nasza nadgorliwość i solidność wobec ING Banku, bo tak ją powinniśmy nazwać, bardzo nam zaszkodziła. ING otrzymywał od nas bilans za 2000r., wykonany przez naszą księgowość według jeszcze wtedy obowiązujących przepisów o rachunkowości, z którego wynikało że zamiast jak latach ubiegłych zarobić 1-2 miliona złotych, zarobiliśmy około 100 tysięcy złotych. I to było dobrze wyjaśnione i przyjęte przez bank ze zrozumieniem. Jednak problemy pojawiły się gdy do jednego z kwartalnych bilansów dołączyliśmy audyt zewnętrznej firmy wykonany według nowych przepisów o rachunkowości za 2000 rok.

Robert Mazurek: A jak była różnica pomiędzy tymi dwoma bilansami ?

Michał Syczewski: Według starych przepisów w remanent końcowy wpisywało się akumulatory według średniej wartości netto po jakich się sprzedawało, zaś według nowych przepisów należało zaksięgować akumulatory po kosztach wyprodukowania. I tu pojawił się bilans z którego wynikała, że mamy około 1.5 miliona straty, ale była to strata czysto księgowa ponieważ po sprzedaży uzyskalibyśmy kwotę tzw. straty, a przecież mieliśmy ciągły zbyt. ING oddział w Myszkowie po zapoznaniu się z tym bilansem i otrzymaniu naszych wyjaśnień proponuje spotkanie na którym mieliśmy ustalić dodatkowe „dobezpieczenie” udzielonych nam kredytów. Data 23 październik 2001 roku ma dla mnie jak najgorsze wspomnienia. To właśnie tego dnia spotkaliśmy się w ING w Myszkowie z dyrektorem oddziału i podpisaliśmy umowę, której celem byłą lepsze zabezpieczenie kredytów. Zaproponowaliśmy dodatkowe zabezpieczenie w formie umów przelewu wierzytelności na zabezpieczenie.

Robert Mazurek: Co wynikało z tej umowy ?

Michał Syczewski: W dużym skrócie. Zabezpieczenie polegało na tym, że gdybyśmy przestali spłacać kredyt lub opóźniać się w spłacie bank mógłby windykować należne nam pieniądze od naszych kontrahentów i to tylko do wysokości zaległej płatności wynikającej z harmonogramu spłat. Podkreślić należy, że zawsze nasze zobowiązania do banku regulowaliśmy terminowo. Bank już wcześniej dysponował naszymi umowami handlowymi, było ich około 30 sztuk. W tych umowach było zapisane z kim współpracujemy i na jakich warunkach: płatności, rabaty. Istotnym zapisem w tych umowach był punkt, z którego wynikało, że w przypadku nieterminowego uregulowania faktury klient tracił prawo na rabatu handlowego, a firma DUBLET S.C. miał prawo do wystawienia korekty na udzielony z góry rabat. Nie musieliśmy z tego korzystać, gdyż nie mieliśmy większych kłopotów z płatnościami naszych klientów, którzy jednak spóźniali się z regulowaniem płatności, co najmniej tydzień lub dwa. To znaczy że bank przejmując umowami w trybie art. 509 przejął również te prawa, a z kolei po windykacji i wypowiedzeniu umów kredytowych (dwa miesiące później) przez bank utraciliśmy tytuł prawny do ich egzekwowania.

Stanisław Kuzior: W tym miejscu należy wyraźnie powiedzieć, że bank nie miał zamiaru nam pomóc, a jedynie szukał pretekstu do natychmiastowej windykacji, mimo iż żadna z umów kredytowych nie była wypowiedziana. To wyglądało na bardzo skrupulatnie zaplanowaną akcję przeciw naszej firmie.

Robert Mazurek: Jak to rozumieć ? Dosłownie ?

Michał Syczewski: Oczywiście że tak. W wspomnianym dniu 23/10/2001, jeszcze dobrze za nami nie zamknęły się drzwi banku, a nasi klienci byli już informowani, aby należne DUBLET S.C. pieniądze wpłacać wprost na specjalnie utworzony rachunek banku ING. Jako uzasadnienie podawano, że jesteśmy bankrutami, którzy nie spłacili kredytu.

Stanisław Kuzior: Co było wierutna bzdurą, bo wymaganą ratę spłaty kredytu za październik, która przypadała na koniec miesiąca mieliśmy już zapłaconą.

Michał Syczewski: Jeszcze dobrze nie dojechaliśmy do firmy, a nasi kontrahenci dzwonili i dopytywali o nasze bankructwo. Sytuacja potoczyła się bardzo szybko. Bank odciął nas od bieżących środków finansowych, bo magazynach nie było zbyt wiele towaru. Działania banku ING uważamy za bezprawne i bezpodstawne. Kredyty były spłacane sporo przed wymaganym terminem więc co było do windykowania? Bo słowo windykacja każdemu zdrowo myślącemu człowiekowi kojarzy się z sytuacją, gdy ktoś za coś nie zapłaci i wtedy wchodzą procedury związane z przymuszeniem do zapłaty. Dochodzi paradoksalnych sytuacji. Bank otrzymane od klientów należności sam rozdziela na poszczególne kredyty oczywiście bezprawnie, ale aby było zabawniej, nie na wymagalne w pierwszej kolejności zgodnie z harmonogramem rat, ale dowolnie wybrane przez siebie. 

Stanisław Kuzior: Dla producentów akumulatorów przełom października i listopada to środek sezonu, a my zostaliśmy kilkoma milionami odlanej kratki dodatniej i ujemnej płyty i bez środków na dalsze działania. W podobnej sytuacji znalazła się nasza montownia w Kijowie. 

Michał Syczewski: Zabrakło nam wtedy 0.5 milina złotych, aby móc dokończyć akumulatory będące w toku produkcji ponieważ bank nam je normalnie ukradł. Nasi dostawcy bardzo szybko dowiedzieli się o naszych problemach z bankiem ING, i także oni w obawie o własne środki finansowe zmienili nam warunki współpracy poprzez przejście do innych producentów akumulatorów ze względu na szczyt sezonu, w którym się głównie zarabia pieniądze.

Robert Mazurek: Bank Śląski ING ściągnął wszystkie należności i rozliczył kredyty DUBLET S.C. ?

Michał Syczewski: Ależ skąd. Pracownicy z banku ING, jeździli po naszych klientach opowiadali bzdury, że my nie spłacamy kredytów i oni sami muszą odzyskiwać pieniądze. Po drodze ujawniają tajemnice bankowe, co stanowi przestępstwo. ING było tak nieskuteczne w windykowaniu należności, że aż żal był patrzeć na ich działania. Ściągnęli może 1 milion złotych a na podstawie faktur sprzedaży i praw z umów handlowych powinni około 8 milionów. Bank ING przejmując od nas należności naszych klientów nie zadbał o właściwe ściąganie należnych nam pieniędzy. Mówiłem wcześniej Panu, że miesiliśmy w umowach zapisy, które pozwalały nam ściągnąć od klientów nie płacących w terminie wcześniej udzielone rabaty. Na tamte czasy były to bardzo duże pieniądze. 

Robert Mazurek: 8 milionów. W jakich proporcjach wynikało z terminów płatności a ile dotyczyło umów ?

Michał Syczewski: Kwota 3 milionów wynikała z wystawionych faktur przez DUBLET S.C.. Natomiast pozostałe 5 milionów złotych to kwota wynikająca z praw z umów sprzedaży (które nabył bank w drodze zawarcia umów przelewu wierzytelności na zabezpieczenie, po wypowiedzeniu umów kredytowych w styczniu 2002 roku) cofnięcia upustów i odsetek od klientów, którzy nie zapłacili swoich należności na czas. Cofnięta kwota udzielonych upustów dotyczyła całego okresu trwania umowy z konkretnym kontrahentem. Podkreślenia wymaga fakt, że po wypowiedzeniu umów kredytowych tylko bank miał prawo do ich egzekwowania, gdyż nabył je w trybie art.509 KC i tych praw nie zwrócił nam cesją zwrotną co powinien zrobić jeżeli nie chciał wszystkich należności egzekwować.

Robert Mazurek: Na szybko licząc, bank ING powinien odzyskać od klientów firmy DUBLET S.C. 8 milionów złotych, odliczyć swoje 5,5 miliona a pozostałe 2.5 miliona oddać Panom?

Stanisław Kuzior: W uproszczeniu można tak powiedzieć.

Michał Syczewski: Sporo ludzi wzbogaciło się na tej sytuacji. ING ściągnął niespełna 1 milion złotych, a kwotę 7 milionów doprowadził do przedawnienia po 2-óch latach. Była grupa klientów, którzy postanowili przeczekać całą sprawę zanim zaczną płacić za należne DUBLET S.C.owi faktury do banku. W ten sposób doszli do dnia, gdy należności przedawniły się – jak znam życie jedni wiedzieli co robią, inni wzbogacili się przy okazji. Fabryki Akumulatorów DUBLET S.C. nie ma. W 2001 roku pracował dla nas 130 osób, produkowaliśmy 250 tysięcy akumulatorów rocznie.

Robert Mazurek: Od pamiętnego 23/10/2001 upłynęło bardzo dużo czasu, a sprawa nadal się toczy. Na jakim jest etapie.

Michał Syczewski: Proszę Pana. Gdyby to było takie proste i mielibyśmy normalny wymiar sprawiedliwości pewno już dawno z Panem Stanisławem bylibyśmy rentierami z odszkodowania od ING. Oczywiście nie poddaliśmy się i walczyliśmy o nasz byt, o naszą przyszłość. W naszej sprawie było tyle tyle zwrotów i nowych początków.

Robert Mazurek: Mógłby Pan w jakimś prostym do zrozumienia skrócie przedstawić z prawnego punktu widzenia ?

Michał Syczewski: Od bezprawnej egzekucji przez bank toczyły się w Prokuraturach czterokrotnie postępowania karne w sprawie oszustwa nas przez pracowników ING Banku Ślaskiego oddz. w Myszkowie przy podpisywaniu i realizacji umów przelewu wierzytelności na zabezpieczenie. Wielokrotnie Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, a później Prokuratura Okręgowa w Katowicach umarzała i wznawiała śledztwa poprzez nasze zażalenia w Sądzie. Za piątym razem po sporządzeniu na polecenie Prokuratury ekspertyzy prawnej Przez CEG w Poznaniu na temat prawidłowości działań banku oraz nabytych praw przez bank Prokuratura Okręgowa w Katowicach umorzyła śledztwo. Nasze zażalenie do Sądu Okręgowego w Częstochowie zakończyło się naszą porażką. Powodem utrzymania w mocy umorzenia była nieprawdziwa i sfałszowana w/w opinia CEG w Poznaniu, która to wskazała, że bank działał wręcz wzorowo przy wykonywaniu swoich obowiązków służbowych podczas podpisania i realizacji umów przelewu wierzytelności. Ta fałszywa opinia przesądziła o naszej porażce. My ze swojej strony sporządziliśmy trzy a nawet cztery ekspertyzy prawne przez największe autorytety w dziedzinie Prawa Bankowego i ustanawiania zabezpieczeń m.i. takich jak Prof. Jan Mojak Z UMCS w Lublinie, Prof. Witold Modzelewski oraz Prof. Konrad Zacharzewski z UMK w Toruniu i we wszystkich tych opiniach wskazano na całkowicie bezprawne i niedopuszczalne działania banku. Wielokrotnie występowaliśmy z tymi opiniami do Prokuratury Okręgowej w Katowicach oraz do Prokuratury Generalnej o wznowienie prawomocnie umorzonego śledztwa, ale bezskutecznie. Stwierdzono bowiem, że te prywatne opinie nie mogą stanowić wniosku dowodowego bo są prywatne. Naszym jedynym celem jest obecnie tylko zweryfikowanie opinii CEG w Poznaniu przez wznowienie śledztwa i powołanie nowych biegłych, którzy by ocenili prawidłowość działań ING Banku. Bo jeżeli bank działał prawidłowo to uznamy stanowisko Prokuratury, ale w przeciwnym razie żądamy kontynuowania śledztwa i postawienia zarzutów osobą odpowiedzialnym za ten niedopuszczalny i bezprawny czyn. Nie mamy pojęcia kto tak skutecznie blokuje obecny wymiar sprawiedliwości w przeprowadzenie tak prostej niezbędnej czynności prawnej. W pomocy w tej sprawie występowaliśmy do wielu polityków o interwencje w tej sprawie lecz tylko Pani Poseł Jadwiga Wiśniewska i Pan Poseł Janusz Wojciechowski z PIS-u wystąpili do Prokuratora Generalnego o interwencję. Lecz sprawa stoi w miejscu. Mamy cichą nadzieję, że po wyborach do Sejmu i zmianie opcji politycznej nasza tragedia zostanie bezinteresownie wyjaśniona i osądzona. Największym naszym przeciwnikiem jest upływ czasu bowiem sprawa oszustwa przedawnia się po 15-tu latach od popełnienia czynu tj. w październiku 2016 roku, lecz nadzieja umiera ostatnia.

Robert Mazurek: Jestem pod dużym wrażeniem determinacji Panów. Może aby nie kończyć w tak smutnym nastroju, czy jest jakiś moment w waszej historii, który bardzo miło wspominacie ?

Stanisław Kuzior: Chyba warto opowiedzieć czytelnikom Pana portalu AkuBiz.biz o naszych zakupach w Austrii pod koniec lat 80tych. Nasz kontrahent Agroma Kraków, potrzebowała akumulatorów 95Ah w bardzo dużych ilościach. Nie byliśmy w stanie zorganizować tych ilości na polskim rynku. Ktoś powiedział nam, że w Austrii jest firma Baren Batterie, od której moglibyśmy kupić potrzebne akumulatory. Pojechaliśmy do Austrii, ale do zakupu nie doszło. Już w drodze powrotnej podczas postoju na jakiejś stacji benzynowej, ktoś powiedział nam, że w Austrii jest jeszcze jeden producent akumulatorów Bannera. Więc, jak już tu byliśmy pojechaliśmy do Linzu, gdzie udało nam się dogadać i z Panem Bawartem zrobiliśmy dobry interes.

Michał Syczewski: Ta cała historia nie skończyła się na zakupie dwóch TIR-ów akumulatorów z Bannera, ale miała swój finał w banku. Agroma aby nam zapłacić takie pieniądze, musiała przelać je na konto bankowe. Więc szybko założyliśmy konto w PKO, na które wpłynęły należne od Agromy pieniądze. Gdy po nie pojechaliśmy (pieniądze) dostaliśmy dwa duże worki gotówki, które ledwo mieściły się w bagażniku naszego samochodu.

Robert Mazurek: Kontynuowaliście współprace z Bannerem ?

Michał Syczewski: Sporadycznie. Natomiast spotkaliśmy się z Panem Bawartem pod koniec lat 90tych u nas w Żarkach. Złożył nam propozycję założenia spółki i produkowanie akumulatorów na bazie naszego zakładu w który on bardzo chętnie by zainwestował.

Stanisław Kuzior: Ale wie Pan, to były czasy kiedy wszystko schodziło na pniu. Pieniędzy nie brakowało, więc propozycję postanowiliśmy przemyśleć.

Robert Mazurek: Był jakiś ciąg dalszy ?

Michał Syczewski: Po jakiś roku spotkaliśmy się ponownie. Rozmawialiśmy bardziej konkretnie. Pan Bawart chciał produkować w Żarkach 4-6 miliona sztuk akumulatorów rocznie z przeznaczeniem na Europe wschodnią. Rozmawialiśmy o różnych wariantach, jednak po raz kolejny decyzja o konkretach została odłożona na jakiś czas, a wtedy wydarzyła się sprawa z ING, i nie było już do czego wracać.

Robert Mazurek: Czy fabryka akumulatorów w Żarkach ma jakiś ciąg dalszy ?

Stanisław Kuzior: W 2004 roku firma LOXA Spzoo odkupiła od komornika nieruchomości wraz z tym co pozostało po zakładzie i na tej bazie powstała fabryka akumulatorów, w której na szczęście pracę znalazło sporo ludzi pracujących dawniej dla DUBLET S.C.

Robert Mazurek: A jak Panowie sobie radzicie teraz ?

Michał Syczewski: Jest ciężko, mamy jakieś drobne renty i emerytury, które i tak windykuje komornik. Tylko dzięki pomocy dzieci jakoś jeszcze funkcjonujemy. Byliśmy spółka cywilną i odpowiadamy całym prywatnym majątkiem za nieuregulowane zobowiązania powstałe w wyniku "gangsterskiego" działania ING Banku Śląskiego za co płacimy i będziemy płacić do końca życia komornikowi za zobowiązania, których tak naprawdę nie ma ponieważ to w państwie prawa to my powinniśmy dochodzić swoich roszczeń od banku.

Robert Mazurek: Dziękuję za wywiad. Mama nadzieję, że uda się Panom doprowadzić sprawę do pomyślnego dla Was finału. 

%galeria%

 


 

Materiały własne portalu AkuBiz.biz wywiad autoryzowany przez Michała Syczewskiego. Zdjęcie Michała Syczewskiwgo pochodzi z Gazety Myszkowskiej.

Inne materiały na ten temat:

http://wortal.raportsa.pl/www/artykuly/136_c482_2006-03-03__Dziennik_Zachodni_Zabiezpieczali1.pdf

 

Podziel się: